Panda Internet Security 2011
Sprawdzamy jak nowa Panda chroni nasze pecety
Tomasz Popielarczyk 26 listopada 2010, 22:01
U schyłku pierwszej dekady XXI wieku nikt już nie wyobraża sobie komputera pozbawionego programu zabezpieczającego. Chcąc nie chcąc musimy w jakiś sposób chronić się przed cyberprzestępcami. W przeciwnym wypadku grozi nam utrata cennych i nierzadko poufnych danych. Podczas wyboru oprogramowania, które stanie na straży naszego systemu, niewątpliwie warto zwrócić uwagę na pakiet Panda Internet Security. Przekonajmy się, czy jego najnowsza edycja, oznaczona jako 2011, jest warta swojej ceny.
Zanim przejdziemy do właściwej części testu, warto nakreślić nieco sytuację firmy Panda, która w tym roku nie miała przed sobą łatwego zadania. Otóż jeszcze przed kilkoma latami programy zabezpieczające sygnowane logo Pandy kojarzone były z dużym obciążaniem zasobów komputera oraz średnią skutecznością. Wiele osób już wtedy spisało tę markę na straty. Okazało się jednak, że popełnili błąd. Począwszy od edycji 2008 Panda sukcesywnie zdobywa coraz większy procent rynku. Aplikacje z roku na rok radzą sobie coraz lepiej ze złośliwym kodem oraz dysponują coraz nowocześniejszymi (i zarazem skutecznymi) mechanizmami zabezpieczającymi. Nieco gorzej jest pod względem wydajności – wszyscy pogodzili się, że Panda (podobnie jak jej zwierzęcy odpowiednik) demonem szybkości nie jest i raczej nigdy nie będzie. Tymczasem producent postanowił zmienić ten stan rzeczy. Edycja 2011 była promowana jako o 50 proc. szybsza w porównaniu z poprzednimi. Miała też mniej obciążać zasoby komputera. W połączeniu z wysoką skutecznością, z której znane były poprzednie dwa wydania, oraz zestawem dodatkowych funkcji wszystko wskazywało na to, że zanosi się na wielki sukces Pandy. Jak wyszło w praktyce? Zapraszam do lektury.



