
Virtus Pro triumfatorem pierwszego sezonu ELEAGUE
Podczas amerykańskiego, rozgrywającego się od maja w Atlancie turnieju Virtusi na stałe zapisali się na kartach historii, wygrywając debiutancki sezon ELEAGUE. W wielkim finale Polakom przyszło mierzyć się z reprezentantami Fnatic, których podopieczni Kubena pokonali 2:0 w prawdziwie mistrzowskim stylu, pozostawiając sobie za każdym razem spory zapas punktów.
Finał rozpoczął się od de_cobblestone'a – dobry start na wybranej przez siebie mapie zapewnił Fnatic Krimz, eliminując trzech obrońców i dając ekipie prawdziwego kopa do dalszej gry. Virtusi w początkowym etapie rozgrywki zgarnęli dla siebie tylko dwie rundy i zmuszeni zostali przyglądać się uciekającym w zaskakującym tempie przeciwnikom. W pewnej chwili tabela wskazywała wynik 9:2 dla szwedzkiej formacji, jednak w esporcie nigdy nic nie jest przesądzone i wszystko może się wydarzyć - dowód na to stwierdzenie dostaliśmy już parę minut później. Polakom udało się unormować nadszarpaną ekonomię, a następnie zdobyć cztery punkty z rzędu, jednocześnie zmniejszając dzielący ich od Fnatic dystans. Nasi rodacy utrzymali sprzyjający comeback'owi klimat, wygrywając po zmianie stron pistoletówkę i wyszarpując kolejne cztery rundy – w tym momencie Skandynawowie zostali już zdetronizowani, lądując za Virtusami w tyle 9:11. Los Szwedów został przypieczętowany między innymi za sprawą NEO – Filip zapewnił swoim kolegom przewagę 14:10, zdobywając we wcześniejszych rundach cenne, otwierające pojedynki fragi. Końcówka drugiej połowy stała się już tylko formalnością, zawodnicy Virtus Pro dopilnowali próbujących wrócić do gry rywali, uniemożliwiając im zrobienie czegokolwiek i zakończyli Cobbla wynikiem 16:10.
Pomimo świetnego początku meczu mało kto spodziewał się, że reprezentanci VP pokonają drugą najlepszą drużynę świata po zaledwie dwóch mapach. Komentatorzy I analitycy byli mocno sceptyczni mówiąc o takim scenariuszu, ale podopieczni Kubena mieli niebawem znów wszystkich zaskoczyć. Gdy przyszedł czas na wznowienie batali, drużyny znalazły się na de_mirage. Szwedzi po raz kolejny zabezpieczyli dla siebie pierwszą pistoletówkę, a chwilę później dołożyli do puli dwa nowe punkty. Do sprawnej kontry Virtusów, która nastąpiła w czwartej rundzie, ręce w dużej mierze przyłożył Snax, wygrywając dwa clutche z rzędu. Po czasie obie ekipy zrównały się 4:4, lecz zawodnicy z nad Wisły nadali grze większego tempa, wychodząc na prowadzenie w końcówej fazie tej połówki. Szwedów od naszych rodaków dzielił spory dystans – na moment przed przerwą przegrywali 5:10. Po zmianie stron w rundzie pistoletowej Dennis wystrzelał trzy fragi, pozwalając tym samym kompanom na zbliżenie się do Virtusów – TaZ próbował później przyhamować pogoń rywali, eliminując w jednej z rund czterech przeciwników, jednak przed zdobyciem ace'a powstrzymał go Edman – Wiktor nie zdołał jako pierwszy odnaleźć oponenta przy próbie odbicia bombsite'u B. Szwedów od biało-czerwonych dzieliły przez chwilę zaledwie dwa punkty, lecz dzięki skutecznej obronie antyterroryści pogłębili prowadzenie aż do stanu 16:8.
Triumf w debiutanckim turnieju jest z pewnością najważniejszym jak dotąd osiągnięciem Virtus Pro w tym roku – ekipa wraca do Polski bogatsza o 390.000 dolarów. Cała drużyna zagrała świetnego Counter Strike'a, ale najlepszymi statystykami może bezsprzecznie pochwalić się Snax z raitingiem na poziomie 1.49 I łącznie 50 zabójstwami. W przeciwniej drużynie najskuteczniejszy był Dennis z 42 fragami oraz raitingiem wynoszącym 1.05. Przegrani finałowego pojedynku otrzymali czek na 140.000 dolarów.