News

Porażka crowdfundingu czy mały wypadek przy pracy?

Crowdfunding jednak nie będzie lekarstwem, które uleczy branżę gier.

O Kickstarterze zrobiło się głośno kilka lat temu, na co wpływ miały ogromne akcje fundowania gier. Wyglądało na to, że nastanie piękny czas tworzenia produkcji oryginalnych, tworzonych specjalnie dla fanów, którzy płacąc z góry, oczekiwać będą najwyższej jakości. I tak, z kilkoma wyjątkami, jest. Niestety, te wyjątki tworzą niebezpieczny precedens, który w przyszłości być może będzie nadużywany.

Słyszeliście pewnie o Double Fine. To studio tworzące gry, firmowane twarzą Tima Schafera, które osiągnęło jeden z największych, o ile nie największy sukces w dziale growym na Kickstarterze. Developerzy zadeklarowali się, że stworzą swoją nową grę za minimum 400 tysięcy dolarów. Ich propozycja spotkała się z ogromnym zainteresowaniem – gracze byli niezwykle hojni, co widać po końcowej kwocie, jaka pojawiła się na stronie projektu. Licznik stanął na 3 336 371 dolarów, co przeszło najśmielsze oczekiwania twórców. Developer zapewniał, że ich nowe dzieło będzie ogromne, genialne i że gracze znajdą w nim wszystko co najlepsze, wszystko czego oczekiwali. Na poparcie swoich słów, Schafer i spółka pokazali naprawdę klimatyczny trailer Broken Age, który przekonał chyba każdego, że jednak warto było wydać te kilkanaście/kilkadziesiąt dolarów i stać się właścicielem oryginalnego tworu.

Tim Schafer

Fundatorom nie pozostało więc nic innego niż czekanie. I czekali cierpliwie, a razem z nimi także i ja. Kibicowałem temu projektowi od początku. Jakie było moje zdziwienie, gdy na początku lipca Double Fine ustami Tima stwierdziło, że z Broken Age będzie "problem" i że gracze, którzy zapłacili pełną cenę, otrzymają jedynie połowę gry. Druga połowa może powstać "kiedyśtam", o ile produkt sprzeda się dobrze na Steamie. To podejście jest moim zdaniem nie do przyjęcia. Schafer nie tylko nie dotrzymał obietnicy, ale też nie widać po nim postanowienia poprawy. Co się stało z pieniędzmi, w jaki sposób je wydano, że gra która miała kosztować 400 tysięcy nie może powstać za 3,3 mln? To wie tylko ekipa Double Fine. Pocieszające jest chyba jedynie to, że gra w ogóle powstanie, czego nie można powiedzieć o chyba największej porażce growego projektu na Kickstarterze.

The Doom That Came To Atlantic City

Tą porażką jest niestworzona gra The Doom That Came To Atlantic City. Jej niespełniony twórca potrzebował na jej stworzenie 35 tysięcy dolarów. Otrzymał aż 122 tysiące i w tym momencie kończą się pozytywne aspekty związane z tym projektem. Okazuje się, ze Erik Chevalier, mający za otrzymane pieniądze stworzyć naprawdę ciekawą grę, roztrwonił fundusze w często wręcz absurdalny sposób. Z niewyjaśnionych przyczyn, twórcy postanowili przeprowadzić się do Portland, choć w ich wcześniejszym lokum były bardzo dobre warunki do pracy. Niedoszły twórca nie jest w stanie wyjaśnić, co stało się z pieniędzmi, ale co ciekawe, nie ma też zamiaru ich oddawać. W tym momencie powinna włączyć się nam lampka. Ale jak to? To można w legalny sposób okraść ludzi (mocne słowa, ale inaczej nie da się tego nazwać) i nie ponieść konsekwencji? Jak widać można, choć sam regulamin Kickstartera jasno mówi, że jeśli fundatorzy zapłacili osobie prowadzącej projekt, to ta ostatnia musi doprowadzić go do końca lub zwrócić zainwestowane przez nich środki.

Te dwa przypadki mogą stać się niestety precedensem, na który powoływać będą się twórcy, którzy także nie będą chcieli/nie będą w stanie wywiązać się z danej obietnicy. To ogromny problem nie tylko dla użytkowników, ale też dla innych, tych bardziej uczciwych twórców. Możliwe, że będą mieli większe trudności ze znalezieniem osób, które będą chciały zasponsorować ich projekt. W końcu ludzie są pamiętliwi, nawet tak specyficzna grupa jak gracze. Miejmy nadzieję, że inni wyciągną z tych sytuacji lekcję i nie będziemy widywać już tego typu przekrętów.

Zgłoś błąd