Medal of Honor 10th Anniversary
Dziesięć lat minęło jak jeden dzień...
Rafał Kurpiewski 1 czerwca 2009, 23:00
Tabela faktów pokaż/ukryj
| Produkt: | Medal of Honor - 10th Anniversary |
| Producent: | EA Games |
| Dystrybutor w Polsce: | EA Polska |
| Wersja językowa: | angielska |
| Data premiery na świecie: | 22 wrzesień 2008 |
| Data premiery w Polsce: | 15 maj 2009 |
| Zalecany wiek: | 16+ |
| Wymagania sprzętowe - minimalne: | procesor Intel Pentium 4 (2,8 GHz) lub odpowiednik, 1 GB RAM, karta graficzna zgodna z DirectX 9.0c (GeForce 6800 lub odpowiednik), 16,6 GB wolnego miejsca na HDD |
Kiedy na początku 2002 roku EA Games wydało pierwszą odsłonę Medal of Honor na komputery osobiste nikt nie podejrzewał, że osiągnie ona spektakularny sukces i zdobędzie serca milionów ludzi na całym świecie, a prezentowane w grze lądowanie na plaży Omaha wyryje się w pamięci graczy i zostanie okrzyknięte jednym z najbardziej emocjonujących i rozpoznawalnych momentów w dziejach komputerowej rozrywki. Teraz, za sprawą edycji rocznicowej, mamy okazję powrócić nie tylko do Normandii, ale na niemal wszystkie fronty II Wojny Światowej, by raz jeszcze pomóc Aliantom odmienić jej bieg.
Zanim jednak złapiemy za karabin, należy pewne nieścisłości wyjaśnić. O co chodzi? Otóż recenzowana edycja gry została wydana, by uczcić dziesięciolecie istnienia serii, a ja we wstępie wypisuję coś o roku 2002 jako początku przygody. Łatwo zauważyć, że coś tu jest nie tak jak powinno i daty ewidentnie się nie zgadzają. Rozwiązanie tej zagadki jest tyleż proste, co smutne. Pierwsza część serii, nosząca tytuł Medal of Honor, została wydana w 1999 roku na konsolę Playstation. Gra powstała dzięki współpracy EA z DreamWorks Interactive, a jej formalnym ojcem (i jednocześnie ojcem całej serii) jest sam Steven Spielberg. Niestety, nigdy nie pojawiła się wersja PC ani „jedynki”, ani wydanej rok później (z podtytułem Underground) kontynuacji. Dopiero kolejna odsłona, zatytułowana Allied Assault, trafiła pod strzechy PC-towców i jako pierwsza gra z serii osiągnęła naprawdę znaczący sukces (poprzedniczki były co prawda dobre, ale nie zdobyły szczególnego rozgłosu). Nic więc dziwnego, że o pierwszych dwóch odsłonach wielu graczy z biegiem lat zapomniało (a szkoda) i jakoś tak utarło się mówić, że seria zaczęła się od części trzeciej. EA jednak pamiętało o urodzinach swego „dziecka” i postanowiło uczcić dziesięciolecie serii limitowanym wydaniem zawierającym wszystkie trzy (a w zasadzie pięć, o czym za chwilę) PC-towe odsłony Medalu Honoru.
W grubym i ciężkim pudełku typu DVD znajdziemy 7 płyt i zbiorczą instrukcję do zawartych w zestawie gier. A są nimi: Medal of Honor: Allied Assault, wraz z dwoma dodatkami: Spearhead i Breakthrough; Medal of Honor: Pacific Assault (w niedostępnej wcześniej w Polsce wersji reżyserskiej) oraz Medal of Honor: Airborne. W sumie trzy gry i dwa dodatki na 4 płytach CD i 2 płytach DVD (Allied Assault niestety po raz kolejny zmusza do żonglerki płytami CD; szczerze mówiąc miałem nadzieję, że może wreszcie trafi wraz z dodatkami na DVD). Wszystko uzupełnia płyta CD z muzyką ze wszystkich odsłon (łącznie 14 utworów). Wizualnie całość prezentuje się elegancko i całkiem klimatycznie. Cena ustalona przez dystrybutora wynosi 89 złotych. To niemało, ale biorąc pod uwagę fakt, że skompletowanie wszystkich gier osobno wiązałoby się z wydatkiem o wiele wyższym, nie ma na co narzekać (tym bardziej, że wiele popularnych sklepów sprzedaje grę w promocyjnej cenie 69 złotych). Czy warto się w taki zestaw zaopatrzyć? Czy starsze części przetrwały próbę czasu i mogą jeszcze bawić?
To nie gra, to zaciąg.
Siedem lat w dziejach gier komputerowych to okres naprawdę długi. Przez ten czas zmieniło się w nich praktycznie wszystko – od grafiki i zaawansowania technologicznego, po sposób prowadzenia rozgrywki i jej założenia. Stare tytuły są więc „inne”. Nie inaczej jest w przypadku Medal of Honor: Allied Assault i jej dwóch dodatków. Nie ma tu charakterystycznych postaci, nie ma ciągłości wydarzeń, nie ma początku i końca fabuły. Gra składa się z niekiedy tylko powiązanych ze sobą misji (łącznie jest ich około pięćdziesięciu), z których większość stanowi odrębną całość. Głównego bohatera znamy tylko z imienia i nazwiska, nie dane jest nam zobaczyć jego twarzy, ani nawet usłyszeć jego głosu (wyjątkiem jest Spearhead, w którym głosu naszemu protagoniście użyczył Gary Oldman). Jest to po prostu żołnierz, jeden z wielu. Nie tylko warstwa fabularna odbiega od dzisiejszych standardów, inny jest także model rozgrywki. Zapomnijcie o samoczynnej regeneracji zdrowia, niskim poziomie trudności czy wszechobecnym autosejwowaniu – w końcu jesteście na froncie, a tu życie nie rozpieszcza! Miłośnicy krótkich gier także będą musieli przystosować się do nowych (starych) realiów – kampania podstawowa i dwa dodatki to zabawa na około dobę ciągłego grania. I to grania z wypiekami na twarzy, bowiem produkcja straszliwie wciąga i jest niezwykle emocjonująca, a jej odmienność od tego, co na ekranach monitorów gości na co dzień tylko potęguje wrażenia. Jako odskocznia sprawdza się więc wyśmienicie i powinna przypasować zarówno weteranom, jak i żółtodziobom. Zwłaszcza, że w dalszym ciągu działa i cieszy się niemałą popularnością tryb dla wielu graczy. Na uwagę zasługuje też klimatyczna oprawa dźwiękowa (czy jest na sali ktoś, kto nie kojarzy głównego motywu muzycznego?) i fakt, że grafika w dalszym ciągu może się podobać (zwłaszcza, że w dodatkach jest ona nieco upiększona). Na próżno szukać wodotrysków, hiperwyostrzonych tekstur czy realistycznych igraszek światła i cienia – jest surowo, ale czytelnie i z klasą. Co ciekawe, niewielkim nakładem sił można nawet przystosować obraz do monitorów panoramicznych i to bez żadnych efektów ubocznych (wielu dzisiejszym tytułom ta sztuka się nie udaje). Gra wciąż „daje radę” i warto się z nią zapoznać choćby po to, by łyknąć nieco historii w pigułce (i to zarówno historii branży, jak i największego konfliktu zbrojnego XX wieku). Ja sam byłem niezmiernie zdziwiony, ze powrót do Allied Assault okazał się tak przyjemny i bezbolesny.





