Laptop czy komputer stacjonarny?
Źródło: Własne
Dawno, dawno temu laptopy nie mogły się równać z PC. Miały słabą wydajność, były droższe, a jakość ich ekranów i klawiatur pozostawiała wiele do życzenia. Właściwie jedyną ich zaletą była mobilność. Czasy się jednak zmieniły - teraz to komputery stacjonarne znalazły się w odwrocie, a większość użytkowników używa laptopów jako podstawowych jednostek do pracy. Wiąże się to przede wszystkim ze znaczną poprawą wydajności podzespołów montowanych w komputerach przenośnych i spadkiem cen.
Laptopy przeznaczone dla graczy przestały być czymś wyjątkowym. W dodatku ceny przenośnych komputerów spadły, dzięki czemu już za tysiąc złotych przy odrobinie szczęścia można kupić prosty laptop (chociaż nie należy się po nim spodziewać zbyt wiele).
Pojawia się pytanie, czy warto w dzisiejszych czasach kupować w ogóle komputer stacjonarny. Odpowiedź jest dosyć prosta: w pewnych sytuacjach jak najbardziej! Komputery stacjonarne nadal oferują największą wydajność, więc jeżeli komuś zależy na posiadaniu naprawdę dobrego „kombajnu” multimedialnego, to właśnie poczciwy komputer stacjonarny będzie najlepszym rozwiązaniem.
Z drugiej strony obecnie produkuje się coraz więcej naprawdę dobrych laptopów, przeznaczonych zarówno do pracy z obrazem oraz dźwiękiem, jak do grania. Stąd też kupno multimedialnego laptopa, takiego jak Lenovo IdeaPad Y580, może być wystarczające dla nieco mniej wymagającego użytkownika.
Kupując laptop warto jednocześnie zwrócić uwagę na kilka jego zalet: sprawdzona konfiguracja sprzętowa, a więc mniejsze jest ryzyko, iż wystąpi konflikt jakichś podzespołów; znacznie mniejsze zużycie prądu – laptopy wyposażone są w enerooszczędne podzespoły, przez co rachunek w skali miesięcznej może się różnić nawet o kilkanaście złotych; możliwość zabrania komputera w podróż, do szkoły lub do pracy.
Dodatkowo komputery przenośne dzielą się na kilka rodzajów, takich jak ultrabooki hp, netbooki czy swoiste hybrydy smartfona i komputera – tablety. Rynek rozwija się dynamicznie, można się więc spodziewać, że w przyszłości producenci jeszcze nie raz nas czymś zaskoczą.


