Recenzja gry GTA V [PS3]
Gorące Los Santos, trójka "wspaniałych" i nieograniczone możliwości
Adrian Kotowski 24 października 2013, 10:20
Choć Rockstar nie spieszy się z wydawaniem kolejnych części GTA, to na pewno nie można zarzucić mu opieszałości. Każdy produkt musi być maksymalnie dopieszczony i kryć w sobie coś wyjątkowego. GTA V takie właśnie jest, a gracz przemierzając słoneczne Los Santos spotyka tę wyjątkowość na każdym kroku.
Przyznam, że nie byłem wielkim fanem serii Grand Theft Auto. Poza dwiema pierwszymi grami, jeszcze w 2D, nigdy specjalnie nie interesowałem się marką i nie rozumiałem aż tak dużego uwielbienia dla niej. Co prawda bardzo miło wspominam także Vice City, ale obok reszty tytułów przeszedłem raczej obojętnie. GTA V było więc moim powrotem do świata stworzonego przez Rockstara, po bolesnym odbiciu się od "czwórki", która z wielu przyczyn w ogóle do mnie nie trafiła. Powrót się udał. Choć nie zakochałem się w tej produkcji na tyle, by po skończeniu głównego wątku nadal przemierzać kilometry ulic Los Santos – to historia Micheal, Trevora i Franklina bardzo mi się spodobała.
GTA V jako pierwsza gra z serii wprowadza więcej niż jednego bohatera. Zmienia to nie tylko samą rozgrywkę, ale także narrację, daje inny model prowadzenia fabuły. Prezentowane w grze wydarzenia poznajemy z perspektywy trzech niesamowicie różnych osobowości. Pierwsza z nich to psychopatyczny Trevor, ex-pilot sił zbrojnych, mówiący z wyraźnym kanadyjskim akcentem, o czym często przypominają mu napotkane podczas gry postaci. Druga to Michael – ojciec i mąż niesprawdzający się w żadnej z tych ról, bogaty emeryt, którego życie jest uciążliwe nie tylko dla niego, ale także dla jego bliskich; facet, który godzinami przesiaduje u swojego terapeuty, licząc, że ten rozwiąże problemy za niego. Trzecia postać to z kolei Franklin – młody Afroamerykanin marzący o wyrwaniu się z biedy, wyprowadzeniu się od swojej lekko szurniętej ciotki i zaimponowaniu swojej ukochanej Tanishy. Takie podejście do tematu stwarza niesamowite możliwości, szczególnie gdy wykonujemy misje w trójkę. Wierzcie mi, spojrzenie na tę samą sytuacją z innej perspektywy, szczególnie gdy nie jesteśmy do tego zmuszani, jest czymś nie tylko świeżym, ale także pozwala zauważyć wiele mniejszych smaczków ukrytych w grze.
Nasza "wspaniała" trójka trafia na siebie raczej przypadkowo i choć niektóre znajomości nie są całkiem świeże, to jednak oswojenie się z nową sytuacją nie wszystkim przychodzi z łatwością. To właśnie relacje głównych bohaterów, a także konsekwencje ich współpracy i podjętych na przestrzeni czasu wyborów, są motorem napędowym GTA V. Fabularnie jest naprawdę bardzo dobrze, a poruszane wątki nierzadko dotyczą czegoś więcej, niż radosnej rozwałki czy beztroskiego skoku na bank. Rockstar lubuje się w nawiązywaniu do polityki, a tej w GTA V nie brakuje. Twórcy często krytykują amerykański styl życia, jadą po programach rozrywkowych, śmieją się z kinematografii, reklam, produktów mainstreamowych jak Apple (rockstarowy iFruit) czy sieci społecznościowych. Oczywiście wszystko ze specyficznym dla nich humorem, nutką ironii i sarkazmu. Najważniejsze jednak jest to, że naprawdę sporo elementów jest uniwersalnych i nie dotyczy tylko i wyłącznie Ameryki. Takie podejście do sprawy naprawdę mi się spodobało.





