Cradle - recenzja
Co byście powiedzieli na wycieczkę do postapokaliptycznej Mongolii?
Katarzyna Barnaś 13 sierpnia 2015, 14:01
Trudno rozstrzygnąć, czy to aż, czy tylko przygodówka, ale jedno jest pewne - większość z Was tej gry długo nie zapomni, chociażby ze względu na intrygujące uniwersum, jakie przygotowało dla nas jedno z ukraińskich studiów niezależnych i kompletnie nie pasujące do całej historii, doprowadzające do szały minigry. Nie wszystko się udało, ale zdecydowana większość, dlatego warto dowiedzieć się o projekcie nieco więcej.
Co? Gdzie? Jak?
Cradle jest dziełem ukraińskiego studia Flying Cafe for Semianimals, w którego ekipie znaleźli się deweloperzy wcześniej pracujący m.in. nad takimi projektami jak Heroes of Might and Magic V, S.T.A.L.K.E.R.: Zew Prypeci czy Allods Online. Za grą stoi więc porządny skład z oryginalnym postapokalitycznym pomysłem. W nasze ręce oddano do swobodnej eksploracji świat dawno opustoszały i wymierający z towarzystwem zaledwie dwóch intrygujących robotów niczym z filmu Alexa Garlanda „Ex Machina” i fruwającym autobusem niemalże prosto z „Akademii Pana Kleksa”. Z naprawdę interesującej fabuły, której szczegółów zdradzać nie będziemy, dowiadujemy się, że znaleźliśmy się w bliżej nieokreślonym, wyludnionym miejscu w Mongolii, jedynymi naszymi rozmówcami są roboty, a poza wielką pustką eksplorować możemy jedynie opuszczone wesołe miasteczko na tle otaczającej go pustyni wyglądające nieziemsko.
To jednak nie wszystko – nie dość, że znajdujemy się gdzieś, Bóg wie gdzie w Mongolii, to jeszcze kompletnie nie pamiętamy, co tak naprawdę wydarzyło się wcześniej. Jak już możecie się domyślić, naszym zadaniem jest odkrycie prawdy i poznanie historii nie tylko naszej, ale i całej ludzkości.
Rozgrywka
Samej stricte rozgrywki jest w Cradle niewiele – wykonywane przez nas czynności sprowadzają się głównie do szukania pewnych przedmiotów i później używania ich według instrukcji oraz do licznych rozmów z dwoma postaciami i to nie byle jakimi postaciami, bo robotami najwyższej klasy. Dyskusje z nimi są zawsze długie i sporo dowiadujemy się z nich o świecie, w jakim wylądowaliśmy. Na początek jednak musimy przetrząsnąć całą chatkę w poszukiwaniu wszystkiego, co tylko wyda nam się potrzebne bądź nie później, ponieważ kiedy już się uporamy z pierwszymi oględzinami naszego prowizorycznego domostwa czekają na nas inne mniej lub bardziej absurdalne zadania. Pierwszym z nich będzie zdobycie owoców bardzo prymitywną metodą – zrzucając je przy pomocy latarki, patyka bądź czegokolwiek innego, czym dałoby się to zrobić, a wszystko po to by ugotować danie dla pewnego gościa, który niebawem nas odwiedzi (tak, rozpalamy palenisko, dodajemy składniki, etc.).
Stopniowo otrzymujemy kolejne, coraz bardziej skomplikowane i wydumane instrukcje – większość z rzeczy robi się intuicyjnie bądź wedle ściśle określonych wskazówek, ale czasem nie brakuje i zagadek. Wszędzie znaleźć możemy mnóstwo notatek, jakie m.in. pozwolą nam rozwiązać łamigłówki – wartość i przydatność pozostawionych przez kogoś kartek i zapisków na tablecie oceniamy dopiero po ich przeczytaniu, dlatego zajmie Wam trochę czasu przekopanie się przez stosy treści. Niektóre z nich możecie oczywiście zlekceważyć, inne jednak są nie tylko dodatkiem, lecz ważnym elementem głównej linii fabularnej.





