Wiedźmin 3: Dziki Gon - recenzja
Daniel Jaśko 14 czerwca 2015, 19:20
Geralta z Rivii zna już chyba każdy gracz na świecie. Nie dość, że najnowsza gra z wiedźminem w roli głównej była długo i intensywnie reklamowana w praktycznie każdym możliwym medium, to jeszcze – co wcale nie jest gwarantem w branży – cały ten marketing nie był z palca wyssany. Wiedźmin 3: Dziki Gon broni się sam i to na niemalże wszystkich płaszczyznach. To zdecydowanie jeden z najlepszych RPG-ów w historii gatunku, a jeśli do tego dodamy, że to polski RPG, to naprawdę mamy powód do dumy.
Nie ma co owijać w bawełnę – Wiedźmin 3 to arcydzieło na miarę wszystkich gier. Tak solidny i dopracowany kawał kodu zdarza się raz na kilka lat albo i rzadziej. Istny majstersztyk, który praktycznie pozbawiony jest niedoskonałości. Dla fanów RPG (i nie tylko) jest to pozycja obowiązkowa, obok której nie da się przejść obojętnie.
Na początku niniejszej recenzji chciałbym zaznaczyć jedną rzecz – mam Wiedźmina 3 od przeszło trzech tygodni, ale z uwagi na dość aktywny okres w życiu zawodowym i prywatnym, niestety jeszcze go nie ukończyłem. Piszę „niestety”, bo nie mam w zwyczaju recenzować tytułu, którego zakończenia nie widziałem, ale z drugiej strony perspektywa, że spędzę z Geraltem przynajmniej dwa razy tyle, ile już z nim spędziłem, niezmiernie mnie cieszy. W każdym razie jestem przekonany, że zdążyłem się już zaznajomić z uniwersum Wiedźmina 3 na tyle dobrze, żeby móc o nim co nieco powiedzieć. A jest o czym opowiadać.
Akcja gry toczy się tuż po wydarzeniach z poprzedniej odsłony. Świat został ogarnięty wojną, którą wygrywają Nilfgaardczycy – Temerię już podbili, ale bynajmniej nie planują na niej poprzestać i nieustannie przesuwają swoje wojska dalej na północ. Geralt wraz z Vesemirem, najstarszym znanym wiedźminem, natrafiają na polu bitwy na ślady Yennefer, czarodziejki i lubej protagonisty. Idąc jej tropem dowiadują się, że w Velen, jednej z obszernych krain, jakie przyjdzie nam odwiedzić, widziana była Ciri, dziedziczka upadłego księstwa Cintry, a także przybrana córka i przyjaciółka Geralta, z którym łączy ją tajemnicza więź przeznaczenia. Głównym celem gry jest odnalezienie Ciri, ale problem polega na tym, że nie tylko my jej będziemy szukać – jej śladami podąża też tytułowy Dziki Gon, upiorny i budzący grozę orszak, który przemierza niebo z północy na południe zbierając po drodze żywe i martwe łupy.
To tylko malutki zalążek fabuły i nie będę tego wątku rozwijał, bo dużo lepiej ode mnie zrobili to ludzie z CD Projekt RED. Historia jest bardzo złożona, a przedstawiony świat wydaje się niezwykle autentyczny. To oczywiście tylko (i aż) literacka fikcja, która powstała w głowie Sapkowskiego, ale twórcom udało się ją przedstawić w tak fantastyczny sposób, że od razu zostajemy wchłonięci w wir wydarzeń i jedynie awaria zasilania może nas od tego odciągnąć. Mając wieczorem wolną godzinę lub dwie przed snem, lepiej nie włączać Wiedźmina 3, bo to tak jakby ktoś nam dał spić piankę z najlepszego piwa i zabrał sprzed nosa kufel tuż przed pierwszym łykiem. Grę podobno da się ukończyć w 25 godzin, jeśli nie robimy zadań pobocznych, nie oglądamy cutscenek i ogólnie gramy „na pałę”, byle do przodu. Ja według statystyk przegrałem już ponad sto godzin i z tego co się zdążyłem zorientować z innych recenzji i tekstów kolegów po fachu, jestem gdzieś tak w połowie. Nie unikam misji pobocznych i pytajników na mapie (o których dopowiem jeszcze później), ale wciąż zostało mi wiele do odkrycia i wiem, że tam, gdzie już na ten moment wszystko niby zrobiłem, wrócę jeszcze nie raz i nie dwa.