News

Men of War: Wietnam

Czyli jak to było, zanim nastały czasy DLC...

Pamiętacie te czasy, gdy producenci gier tworzyli do swoich produkcji pełnoprawne dodatki wprowadzające nowe misje, zadania czy obiekty? Dziś, w dobie tak zwanych DLC, wszyscy za tym tęsknią, jednak warto sobie przypomnieć, jak to naprawdę wyglądało. Doskonałą okazją jest seria Men of War, której twórcy taśmowo produkują nowe rozszerzenia. Oczywiście w zgodzie z tradycją, tj. robiąc je na szybko i powielając błędy wszystkich poprzednich odsłon. Czy najnowsza kontynuacja zatytułowana Wietnam wyróżnia się na tym tle? Tego dowiecie się z naszej recenzji.

Pierwsza część Men of War wydana w 2007 roku była świetna. Miała wszystko to, co powinien mieć rasowy RTS, a do tego była niesamowicie wciągająca i klimatyczna. Gra została doceniona zarówno przez graczy, jak i recenzentów. Oczywiście, jeśli produkt odnosi sukces, to naturalnym staje się powołanie do życia jego kontynuacji. Rosjanie z Best Way woleli jednak pójść na łatwiznę i – zamiast stworzyć pełnoprawną kontynuację – zajęli się dodatkiem zatytułowanym Red Tide (w Polsce wydany pod tytułem „Karmazynowy Przypływ”). Fani wyczekiwali z niecierpliwością, licząc na nowe i równie wyjątkowe wyzwania, a zamiast tego dostali pakiet paru do bólu powtarzalnych misji.

Pomyślałem wówczas, że widocznie im coś nie wyszło, więc nie zraziłem się do serii i z niemniejszą niecierpliwością wyczekiwałem kolejnego dodatku – Assault Squad (Oddział Szturmowy). Jakaż była moja radość, gdy gra trafiła w moje ręce… i jaki zawód, gdy ją odpaliłem. Szybko okazało się, że przy tym czymś nawet Red Tide był naprawdę rozbudowany. Ale ok, grę robiło Niemieckie studio, które mogło nie mieć takiego doświadczenia. Wybaczyłem i to, uznając, że Rosjanie po prostu pomylili się wybierając firmę dla tego projektu. Jednak kiedy uruchomiłem Wietnam, przekonałem się, że przez cały ten czas byłem po prostu naciągany na kasę.

Men of War: Wietnam

Men of War: Wietnam zapowiadał się świetnie. Wyczekiwałem tej odsłony przez długie miesiące i naprawdę byłem przekonany, że w końcu otrzymam rozszerzenie godne pierwszej części serii. Możecie się zresztą o tym przekonać z zapowiedzi mojego autorstwa, w której byłem pełen optymizmu. Pytacie skąd ta nadzieja, skoro wcześniej dwukrotnie się zawiodłem? Wszystko przez przeniesienie akcji z drugo wojennej Europy do Wietnamu ogarniętego wojną domową. To już samo za siebie przemawiało – zmiana klimatu posuwa za sobą konieczność stworzenia nowych obiektów otoczenia, a osadzenie akcji ponad trzy dekady później, wymagało dodania zupełnie nowego sprzętu.

Men of War: Wietnam

Tym sposobem lokacje w grze bardzo zarosły, wszędzie stoją palmy, gęste krzaki i w ogóle jest bardzo zielono, czego o poprzednich odsłonach nie można było powiedzieć. Z kolei zarówno wróg, jak i my sami, korzystamy z nowocześniejszych broni palnych, a nawet miotaczy ognia. Jeździmy lepszymi transporterami opancerzonymi, mamy znacznie sprawniejsze czołgi, a do tego coś, czego seria Men of Warjeszcze nie widziała – śmigłowce. Prawda, że brzmi zachęcająco? Problem tej gry polega na tym, że… to nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

Strona: 1 2 3 Następna
Zgłoś błąd